piątek, 22 listopada 2013

Warto kupować nowy sprzęt w dniu premiery?

Oczywiście mowa tutaj o dwóch głośnych premierach ostatnich dni, czyli konsol nowej generacji: Playstation 4 oraz Xbox One. Ani jedna, ani druga nie jeszcze stoi obok mojego telewizora, i mam ku temu trzy bardzo solidne powody.

1) Awaryjny i niedopracowany sprzęt.
O awaryjności sprzętu wydanego w dniu premiery przekonały się już miliony (w tym i ja) kupując Xbox 360. Jestem pewien, że porażka na podobną skalę nie przytrafi się więcej zarówno Microsoft jak i Sony, ale lepiej dmuchać na zimne. Na pewno obie maszyny przeszły serki godzin testów ale prawdziwy test będzie dopiero po premierze. I już wiadomo o sporej ilości PS4, które mają uszkodzony port HDMI, przez co uruchamiają się, ale nie przesyłają obrazu do odbiornika. W nielicznych przypadkach konsola była martwa już w kartonie, w ogóle nie odpalając się. Sony zapewnia, że to jedynie 0,4% co byłoby na pewno dobrym wynikiem, zważywszy na okrągły milion sztuk sprzedanych w dniu premiery, ale niestety mała rysa pozostaje. Nie lepiej wypada Xbox One, który już na starcie ma problemy z czytnikiem. Wielu graczy przesyła filmiki na YT pokazujące, jak żadna gra ani film blu-ray nie jest odczytywany przez konsolę. Dokładniejszej ilości zepsutych sztuk jeszcze nie znamy, ale powiedzmy sobie szczerze: kto chce być beta-testerem kupując konsolę w dniu premiery? Nie lepiej poczekać kilka miesięcy lub rok, na kolejną, poprawioną wersję sprzętu?
2) Cena konsol i gier.
Chociaż to nie kosmos jak w przypadku premier np. PS2 lub PS3, to jednak cena w naszym „kochanym” kraju jest zdecydowanie zawyżona. Konsola Playstation 4 kosztuje 399$ w USA, w Europie 399 Euro (co już stanowi niezdrową różnicę na naszą niekorzyść), a w Polsce 399 Euro przeliczane jest na 1799-1899 zł w sklepach. Nie jest to tak kosmicznie dużo, ale przecież trzeba w coś jeszcze zagrać, prawda? No to dorzućmy po 249 zł za grę… dziękuję, postoję. W przyszłym roku okres świąteczny przytnie tą cenę do około 1200-1300 zł, więc będzie to idealny moment na zakup konsoli. No i gry będzie można kupić za połowę ceny. A do tego czasu na pewno nie będę narzekał na nudę, ponieważ…
3) Obecna generacja jeszcze się nie skończyła.
Przede wszystkim mowa tutaj o PS3, które oprócz tytułów multiplatformowych doczeka się jeszcze kilku nieźle zapowiadających się exclusive’ów z Gran Turismo 6 na czele. Xbox też otrzyma swojego ostatniego hiciora, czyli Titanfall, chociaż w niego pewnie pogram na PC. Natomiast obecnie wydawane tytuły pokazują, jak dobrze nadal trzyma się obecna generacja. Assassin’s Creed 4 Black Flag oraz Call Of Duty Ghost na obecną generację konsol niewiele ustępują swojemu młodszemu potomstwu.


Sytuacja może ulec zmianie na wiosnę przyszłego roku, gdy swoją premierę będzie miał Infamous: Second Son. Poprzednie części należą do mojej ścisłej czołówki ulubionych gier, i podejrzewam, że po premierze tego tytułu ciężko będzie powstrzymać się od kupna Playstation 4. Zobaczymy :)


środa, 23 października 2013

RECENZJA: Dragon’s Dogma: Dark Arisen (PS3)



Platformy: PS3, Xbox 360
Deweloper: Capcom
Data wydania: 2013



Jestem bardzo wdzięczny mojej subskrypcji PSN Plus, dzięki której nie ominęła mnie jedna z najciekawszych gier obecnej generacji. Dla kogoś, kto już spędził dziesiątki godzin w światach takich gier Oblivion lub Skyrim i chętnie zagłębiłby się w kolejny bogaty, rozbudowany tytuł, Dragon’s Dogma jest idealnym rozwiązaniem. Nowe IP okazało się na tyle popularne, że rok później została wydana rozszerzona edycja z podtytułem Dark Arisen, którą zajmiemy się w tej recenzji. Hełm na głowę, miecz w dłoń, czar obronny na całą drużynę i ruszamy w świat fantasy.
Fabuła: Jak wskazuje sam tytuł, jedną z głównych ról w grze odgrywa smok. A jego pojawienie się oznacza koniec świata. Zapobiec temu może tylko wybraniec, znany z legend jako Arisen. Nie wychodzi na dobre naszemu bohaterowi spotkanie z tym potężnym, latającym gadem, gdyż zostaje on pozbawiony serca. Jednak dzięki specjalnemu czarowi (a raczej klątwie) zostaje on pozostawiony przy życiu i uzyskuje tytuł Arisen, jak się dowiadujemy później oznaczający osobę ściśle związaną z powrotem smoka i obrońcę ludzkości. Przemierzając krainę nasz bohater jest rozpoznawany jako bohater, który musi stawić czoła wyzwaniu i uratować świat. Zadania są bardzo ciekawe, pozwalają nam zapoznać wydarzeniami poprzedzającymi nasze czasy, w tym losy poprzednich obrońców. Ponadto nie wszyscy są sparaliżowani strachem przed końcem świata, gdyż na swojej drodze spotkamy ludzi oczekujących smoka i wielbiących jego przybycie.

Gameplay: Rozpoczynamy przygodę tworząc postać, jej wygląd oraz specjalizację. Wybór na początku jest nieco ograniczony, mamy do wyboru 3 klasy postaci: Fighter, Strider oraz Mage. I już na początku warto się zastanowić, czy interesuje nas walka w zwarciu z tarczą i mieczem (Fighter), ataki magiczne z dystansu oraz wsparcie drużyny czarami (Mage), czy też styl nieco mieszany, gdzie możemy z daleka atakować łukiem, lub podbiec do przeciwnika i zadawać obrażenia nożami (Strider). Dodatkowo po dotarciu do stolicy krainy odblokowujemy dodatkowe sześć klas i możliwość dowolnej ich zmiany, co łącznie daje nam dziewięć klas postaci. Warrior to rozbudowany wojownik posługujący się dużym dwuręcznym mieczem lub młotem, Ranger jest zaawansowanym łucznikiem z potężnym łukiem a Sorcerer to mag bitewny, potrafiący ciskać ogromne meteoryty lub tworzyć tornada. Ostatnie trzy klasy posiadają mieszane cechy poprzednich, tak więc mamy do czynienia z łucznikiem o zdolnościach magicznych (Magick Archer), wojownikiem władającym czarami (Mystic Knight) oraz szybkim i zwinnym zabójcą (Assassin). Ciekawą umiejętnością Stridera oraz Assassina jest możliwość wspinania się na większych przeciwników, aby dotrzeć do słabego punktu rywala i tam go zranić, co przypomina nieco grę Shadow Of The Colossuss. 
Każda klasa posiada swoje umiejętności, które możemy przypisać do przycisków oraz zestawy uzbrojenia i elementy ubioru/zbroi. Wybór jest o tyle ważny, że ma on wpływ na sposób w jaki będziemy przechodzili grę. W przygodzie będą nam towarzyszyć trzej pomocnicy (Pawns), jednego pomocnika tworzymy sami wybierając dla niego klasę oraz wygląd, a dwóch pozostałych werbujemy z innych światów (są to pomocnicy innych graczy). Tak więc jeśli stworzymy wojownika walczącego głównie w zwarciu, warto jako pomocników dobrać sobie np. maga który będzie nas leczył oraz dwóch łuczników atakujących z dystansu.

             Misje wykonujemy po przyjęciu zlecenia i zebraniu informacji. Oprócz misji fabularnych jest bardzo dużo zadań pobocznych do podjęcia zarówno z tablic ogłoszeniowych, jak i od przypadkowo napotkanych osób. Zmienny cykl dnia i nocy ma wpływ na rozgrywkę, ponieważ nocą spotykamy innych przeciwników, zazwyczaj bardziej niebezpiecznych i rozjuszonych. Warto również zwrócić uwagę na bardziej otwarte tereny, na których możemy wyglądać jak smakowity kąsek dla potężnego gryfa lub chimery. Bossowie często pojawiają w co ważniejszych zadaniach, pilnując jakiegoś ważnego przejścia albo skarbu. Walki z nimi należą do tych bardziej ekscytujących, gdyż angażują całą drużynę i wymagają nieco taktyki. W sklepach kupujemy nową broń oraz zbroję, możemy również ulepszać ekwipunek wykorzystując zebrane materiały. Sami jesteśmy w stanie wyrabiać np. lekarstwa, trujące strzały czy wybuchające bomby, dlatego warto zbierać wszystko co trafi się nam w ręce.
Wykonanie: Firma Capcom wykorzystała swój autorski silnik MT Framework, wcześniej używany m.in. przy serii Lost Planet, Dead Rising oraz Resident Evil 5 i 6. Przystosowano go do prezentowania nie tylko klimatycznych lochów i jaskiń ale przede wszystkim ogromnych połaci terenu, warunków pogodowych z uwzględnieniem podmuchów wiatru oraz zmiennego cyklu dnia i nocy. Całość prezentuje się rewelacyjnie. Kraina jest piękna i różnorodna, od  potężnych zamków po subtelnie płynące rzeki. Roślinność kołysze się od wiatru a odpowiednia kolorystyka przy zmiennej porze dnia nadaje grze autentyczności. Walki są bardzo efektowne, zwłaszcza jeśli widzimy potężnego maga w akcji, który zsyła na przeciwnika ogromny meteoryt lub ścianę ognia. Animacja stoi na najwyższym poziomie. Muzyka bardzo szybko wpada w ucho, jest odpowiednio klimatyczna i dopasowana do miejsca, w którym aktualnie się znajdujemy. Całość wykonania to najwyższa półka obecnej generacji.
Warto zagrać: Głównym motorem napędowym większości gier RPG jest rozwijanie postaci oraz zbieranie coraz lepszego ekwipunku. Dragon’s Dogma wywiązuje się wzorowo z tego zadania. Z każdym kolejnym poziomem czujemy, że naszemu bohaterowi przybywa siły. Nowe umiejętności wzbogacają widowiskowe walki, a każdy założony element wyposażenia jest widoczny na naszej postaci. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że w zależności od wybranej klasy, rozgrywka diametralnie różni się od siebie. Jako silny i uzbrojony po zęby wojownik ruszamy na czele ekipy, wpadając w sam środek zadymy nie obawiając się o obrażenia, gdyż będą one na pewnie mniejsze niż w przypadku maga, który musi rzucać czary z daleka. Natomiast wszechstronność zabójcy pozwala mu spokojnie zaczepiać przeciwnika z łuku na odległość, a w zwarciu dzięki zwinności unikać co mocniejszych uderzeń i kontrować sztyletami. Ta różnorodność pozwala dłużej cieszyć się grą, zachęcając do ponownego przechodzenia gry innym bohaterem. Sam wątek fabularny wystarczy na przynajmniej 20-30 godzin, a zadania poboczne oraz dodatkowa wyspa (nowe zadania, rodzaje przeciwników, ekwipunek) z rozszerzonej edycji Dark Arisen podbija ten czas o kolejne dziesiątki godzin. Widowiskowe walki nie pozwalają się nudzić podczas przemierzania tej pięknie wykonanej krainy. Najbardziej cieszy fakt, że gra jest bardzo przystępna, nie zasypuje gracza zbędnymi samouczkami i szybko wciąga. Pozytywnie zaskoczył mnie czas doczytywania, który jest bardzo krótki. W przypadku konsol była to rażąca wada Obliviona oraz Skyrima, kiedy wchodząc do miasta albo domu oglądaliśmy napis „Loading” przez długie minuty (nawet jeśli gra była zainstalowana na konsoli). Tutaj taka sytuacja nie ma miejsca. Fajny bonusem jest też możliwość robienia screenshot'ów w dowolnej chwili, co przydało się podczas powstawania tej recenzji.
Mogło być lepiej: Po spędzeniu z grą ponad 40 godzin, nie jestem w stanie wymienić ani jednej rażącej wady tej produkcji. Wygląda pięknie, chodzi płynnie, doczytuje się błyskawicznie. Tak naprawdę jedyne co mogłoby usprawnić nieco rozgrywkę, to lepsze rozwiązanie szybkiego podróżowania (coś na wzór Fast Travel ze Skyrima). Tutaj mamy do czynienia z kryształami i kamieniami, które się zużywają przy każdym teleporcie. Z drugiej strony jednak brak bardziej przystępnej funkcji szybkiego podróżowania zmusza do przemierzenia całej krainy na piechotę, dzięki czemu i powalczymy, i zgarniemy doświadczenie, i zbierzemy dodatkowe materiały, roślinki, co na pewno się przyda. Ponadto grę na pewno wzbogaciłby sieciowy tryb co-op, pozwalający bawić się np. czterem graczom i razem podejmować wyzwania.

Podsumowanie: Jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku RPG obecnej generacji, niezwykle grywalny, widowiskowy, długi i zróżnicowany.

Ocena: 9/10

środa, 16 października 2013

Fenomen Grand Theft Auto V



            O serii Grand Theft Auto (w skrócie GTA) słyszał każdy gracz, i zapewnie niejeden rodzic czy małżonek. Już w 1997 roku pierwsza część GTA, zabierająca graczy do kryminalnego świata, szybko została okrzyknięta hitem, a obecnie seria odnosi coraz większe sukcesy z każdą kolejną odsłoną. Ostatnio było o niej głośno za sprawą premiery najnowszej części, o tytule Grand Theft Auto V, wydanej na konsole Playstation 3 oraz Xbox 360.
            A dlaczego ta gra już w pierwszym tygodniu rozeszła się w ilości ponad 17 milionów sztuk, przebijając zarobkami premiery najlepszych filmów kinowych i innych wydarzeń medialnych? Po prostu jest to produkt skazany na sukces. Pracowało nad nim ponad 1000 osób przez 5 długich lat. Łącznie wydano blisko 266 milionów dolarów na całą produkcję i promocję. To pierwszy rekord, który gra ustanowiła, jeszcze zanim została wydana. Potem już były kolejne rekordy takie jak najlepiej sprzedająca się gra w ciągu 24 godzin od premiery, najszybciej uzyskany miliard dolarów przychodu w branży rozrywki, największy przychód wygenerowany przez produkt branży rozrywkowej w ciągu 24 godzin od premiery czy najczęściej oglądany zwiastun przygodowej gry akcji. W chwili obecnej wiemy o łącznie siedmiu rekordach, które trafią do Księgi Rekordów Guinnessa.
            Nie zdradzając fabuły dodam, że pierwszy raz w serii mamy do czynienia z takim rozmachem i postępem. Świat gry jest ogromny a atrakcji w nim jest więcej niż w niejednym parku rozgrywki… albo we wszystkich razem wziętych. Główna oś fabularna wystarcza na ponad 25-30 godzin, a to tak naprawdę dopiero początek. Wcielając się w rolę trzech bohaterów – Michaela, Franklina oraz Trevora – planujemy szereg napadów celem szybkiego wzbogacenia się. Oprócz standardowych dla serii rabunków, włamań, ucieczek, pościgów mamy dodatkowo możliwość pogrania w golfa lub tenisa, skakania ze spadochronem, robienia trików jeżdżąc na rowerze lub quadzie, brania udziału w ulicznych wyścigach czy nawet odpierania ataku obcych. Bardzo ciekawy tryb sieciowy pozwala wykreować dowolną postać w świecie gry i korzystać ze wszystkich atrakcji z przyjaciółmi i graczami z całego świata. Co ciekawe jedną z pierwszych rzeczy jaka robią gracze jest pójście do klubu ze stripteasem i zamówienie prywatnego tańca. A tak, żeby sprawdzić na ile gra nam pozwala. A pozwala na bardzo wiele, o czym powinni pamiętać rodzice. Zaznaczam: gra jest dla osób pełnoletnich.


             Świat gry jest ogromny, ale dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Gdy przechadzamy się ulicami San Andreas możemy podsłuchać rozmowy innych przechodniów, w tym nawet polaków mówiących naszym rodzimym językiem. Samochody odwzorowano z największymi detalami, od charakterystycznego odgłosu nagrzanego silnika gdy zakończymy jazdę po rozsypujące się w drobny mak części (kopnięcie samochodu powoduje wgniecenia). Ponadto różne szaleństwa samochodowe mogą spowodować, że przechodnie zaczną wyciągać telefony komórkowe i filmować nasze wyczyny. Performer uliczny zdenerwuje się, gdy spróbujemy mu zrobić zdjęcie bez podarowania kilku groszy. Po wypadku samochodowym możemy trafić do szpitala, a gdy z niego wyjdziemy siniaki i zadrapania pozostają widoczne na ciele naszej postaci. Zmienny cykl księżyca powoduje jaśniejsze lub ciemniejsze oświetlenie wciągu nocy. Dynamiczna symulacja wiatru miota żaglami naszego jachtu i drutami wysokiego napięcia No i nawet klapki podczas chodu zachowują się jak… prawdziwe klapki.


 Na koniec pozostaje kolejna, budząca niezdrowe emocje kwestia przemocy w grach i jej wpływu na gracza. W kierunku serii GTA często pada szereg oskarżeń, zarzucających jej podżeganie do przemocy, kradzieży i morderstw. Dziennikarze, psycholodzy i przeciwnicy gier często obwiniają serię o różne napaści lub strzelaniny. Oskarżenia te padają pod kierunkiem niemal całej branży gier, jednak seria GTA bardzo często jest wymieniana z nazwy, a wszyscy oponenci przypisują jej niemal całe zło świata, nieświadomie robiąc jej przysługę i dodatkowo ją reklamując. Jestem tylko ciekaw, w którą część GTA grali ludzie w średniowieczu, która odsłona skłaniała ludzi do rabunków i morderstw w czasach dawnych wojen. I skoro gra o zmaganiach lekarza nie czyni ze mnie lekarza, branie udziału w przygodach prawnika nie czyni ze mnie prawnika, a symulator helikoptera nie daje mi licencji pilota, to w jaki sposób granie przestępcą zrobi ze mnie przestępcę?

piątek, 11 października 2013

DMC: Devil May Cry



              Uwielbiam serię Devil May Cry. Pierwsza część wciągnęła mnie jak bagno i na długie godziny przykuła do konsoli. Dzięki niej narodził się zupełnie nowy gatunek gier. Tak oto białowłosy pół-człowiek poł-demon Dante stał się symbolem najlepszych gier akcji. Nie tylko ciekawa fabuła i bardzo dobre wykonanie przyczyniły się do sukcesu gry. Przede wszystkim błyszczał system walki, pozwalający na używanie zarówno miecza (i innej broni białej), jak i broni palnej, przede wszystkim dwóch pistoletów. Wielokrotnie kopiowana formuła posiadania jednocześnie broni bliskiego i dalekiego zasięgu od tamtej chwili była regularnie kopiowana. Kolejne części, z lepszym lub gorszym skutkiem odświeżały formułę, jednak rdzeń rozgrywki pozostał ten sam: efektowna, dynamiczna, pełna akcji eksterminacja panoszącego się po naszym świecie zła. Partyjka w DMC to dla mnie idealny sposób na odstresowanie :) A co sądzę o najnowszej części?
 

            Przyznam, że gdy śledząc materiały z Tokyo Game Show 2010 obejrzałem pierwszą zapowiedź piątej, najnowszej części Devil May Cry… szczęka opadła mi do ziemi. I to wcale nie z zachwytu. Przez chwilę miałem wrażenie, że pomyliłem zapowiedzi! Kim był ten dziwny, ciemnowłosy, wyglądający jak żul człowiek, biegający po ekranie i palący papierosy? Jak się okazało, wraz ze zmianą studia które tworzyło grę, zmieniono również wygląd głównego bohatera oraz jego pochodzenie. Serwisy, portale i fora internetowe zawrzały. Delikatnie mówiąc, zmiany nie zostały zbyt entuzjastycznie przyjęte przez fanów serii. Ja również byłem sceptykiem. Jednak wraz z upływem czasu, kolejnymi materiałami i premierą na początku 2013 roku, zdążyłem oswoić się ze zmianami. Twórcy zmądrzeli i poprawili wizerunek Dantego, dzięki czemu jest znacznie lepiej niż podczas debiutu. Obecnie to moja ulubiona część z serii :)


             Jak widać na powyższym filmiku, wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie, muzyka szybko wpada w ucho a system walki jest bardzo dynamiczny i wszechstronny. Co jednak wyróżnia tą część na tle pozostałych to nietuzinkowa stylistyka i wygląd miejscówek, które zwiedzamy. Wielokrotnie byłem zauroczony tym, w jaki pomysłowy sposób zostało wykonane otoczenie. I nie tylko mi to przypadło do gustu, ponieważ gra kilkakrotnie została nagrodzona za tą pomysłową stylistykę (Best Visual Design). Niestety sprzedaż nie była tak wysoka jak chciałby wydawca, więc kolejna część tej wspaniałej serii pewnie nie pojawi się tak szybko. A szkoda. Trzymam kciuki…. i wracam do grania:)

czwartek, 3 października 2013

Radość z bycia graczem: Trylogia Mass Effect




             W ostatnich latach coraz częściej zacierana jest granica między grami i filmami. Jednym z przykładów tego, jak bardzo bogate i rozbudowane są gry jest fantastycznonaukowa trylogia Mass Effect. Dla takich gier warto być graczem:)
Już pierwsza część serwuje nam niesamowitą przygodę, łączącą w sobie elementy akcji, science-fiction, dramatu i romansu. A wszystko rozkręca się na dobre, gry w 2148 roku ludzkość odkrywa na Marsie technologię Proteańskiej rasy, pozwalającą na podróże szybsze od prędkości światła, a co za tym idzie zwiedzanie nie odkrytych dotąd zakamarków kosmosu. Okazuje się, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, a poznane poza granicami Układu Słonecznego inteligentne rasy poza wyglądałem pod wieloma względami niewiele różnią się od nas. One również posiadają swoje słabsze i mocniejsze strony, dlatego niektóre z nich to urodzeni wojownicy, niemal stworzeni do prowadzenia działań wojennych, a inne błyszczą niezrównaną inteligencją i przyczyniają się do błyskawicznego rozwoju swojej rasy. I jak się szybko okazuje, w niektóre zakamarki kosmosu lepiej byłoby nie zaglądać a wspólny sojusz z pozostałymi rasami może okazać się zbyt słaby, aby sprostać nadciągającemu najeźdźcy. Na potrzeby gry stworzono bardzo wiarygodną historię wszystkich cywilizacji, ich rodzimych planet, wojen i sojuszy. Rozmach widać na każdym kroku. Sprawą dyskusyjną może być fakt, że w chwili gdy rozpoczynamy naszą przygodę, wszystkie rasy są w stanie rozmawiać w jednym języku (głównie angielsku), ale przymknijmy na to oko:)


A przygodę rozpoczynamy w skórze komandora Sheparda (płci męskiej lub żeńskiej, wybór należy do gracza) w 2183 roku. I to właśnie od samego początku wybory i decyzje przyczyniają się do wspaniałości tej serii, od wyglądu naszej postaci, poprzez rozwijane umiejętności i sposób postępowania w różnych sytuacjach, na kluczowych decyzjach kończąc. Możemy przyczynić się do uratowania bądź zgładzenia całej kolonii, udzielić grzecznego wywiadu wyraźnie prowokującej nas dziennikarce lub dać się wyprowadzić z równowagi i po prostu ją zastrzelić na wizji. Podejmowane decyzje na początku przygody w pierwszej części gry mają swoje konsekwencje w drugiej oraz trzeciej.


Od gracza zależy nie tylko sposób podejmowania konfrontacji z przeciwnikami, ale również przebieg rozmów i negocjacji. Rozwijając umiejętności retoryczne możemy niejednokrotnie uniknąć walki odpowiednio przekonując czy też zastraszając przeciwnika, lub wdać się w romans z postacią, która nam przypadnie do gustu:) Ostatecznie doświadczenia graczy, którzy ukończyli całą trylogię niejednokrotnie diametralnie różnią się od siebie. I jak ciekawie jest ponownie rozpocząć przygodę od pierwszej części i zupełnie zmienić bieg wydarzeń.
              

A czy już wspomniałem o nieziemskim wykonaniu? Cała seria prezentuje się fenomenalnie, nawet pierwsza część sięgająca 2007 roku wygląda nadal bardzo dobrze, dzięki realistycznie wykonanym postaciom i mimice. Druga i trzecia część podnoszą poprzeczkę, serwując nam więcej planet do zwiedzania, piękniejsze krajobrazy i jeszcze bardziej dopracowany wygląd postaci i animację. Odwiedzane przez naszych bohaterów planety są różnorodne, piękne a czasami nawet niebezpieczne, dodatkowo każda z nich ma szczegółowo nakreśloną charakterystykę. Możemy zapoznać się z jej składem chemicznym, rodzajami minerałów jakie na niej występują i żyjącymi istotami (lub ich brakiem). Szczegółowość i rozmach całego stworzonego wszechświata naprawdę zachwyca.


A jeśli już mowa o rozmachu, to nie można pominąć genialnego podkładu muzycznego oraz przytłaczającej wręcz ilości dialogów. Każda rozmowa może potoczyć się na kilka sposób, wszystkie dialogi zostały bardzo profesjonalnie nagrane przez aktorów i naprawdę przez większość czasu spędzania z serią ma się wrażenie oglądania wysoko budżetowej produkcji. Muzyka idealnie wpasowuje się w każdą sytuacje. Spokojne brzmienia podczas przeglądania galaktycznej mapy to już prawdziwy klasyk (Uncharted Worlds). Odtwarzane utwory podczas napięcia i bardziej intensywnych wydarzeń dodatkowo bardziej podkręcają atmosferę, momentalnie zapadając w pamięć. Niejeden dobry film pozazdrościłby tak dobrego podkładu muzycznego.


Piszę o tej serii, ponieważ niedawno miałem okazję zakupić całą trylogię na PS3 i przejść ją na spokojnie od początku do końca, bez konieczności oczekiwania na ciąg dalszy wydarzeń. Szczerze ją polecam, zwłaszcza teraz, gdy cała przygoda została ukończona, a planowana na około 2015-2016 rok kolejna część Mass Effect znacznie odbiegnie od wydanej już trylogii. Nawet osoba, która bezpośrednio nie przechodzi gry tylko obserwuje rozgrywkę „zza pleców” grającego, będzie miała doświadczenia jak z dobrego filmu science-fiction. Miejmy nadzieję, że wytwórnia Legendary Pictures posiadająca prawa do zekranizowania tej wspaniałej serii, podoła temu zadaniu.

środa, 18 września 2013

RECENZJA: Assassin's Creed III Liberation (PSVITA)

Assassin’s Creed 3 Liberation (PSVita)
Deweloper: Ubisoft Sofia
Data wydania: 2012

      Pewnie niewielu graczy o tym wie, ale święcąca triumfy seria Assassin’s Creed miała swój debiut na przenośnej konsoli PSP w 2009 roku wraz z tytułem Assassin’s Creed Bloodlines. Była to dość uproszczona wersja dalszych przygód Altaira. Wraz z następcą PSP dostajemy kolejną przenośną grę z serii i tym razem już o uproszczeniach nie ma mowy, o czym może świadczyć fakt, że już niebawem na konsolach stacjonarnych oraz pecetach zawita wersja HD tej gry. 

Fabuła: W Assassin’s Creed Liberation po raz pierwszy wcielamy się w postać kobiecą, a jest nią ciemnoskóra, arystokratyczna Aveline de Grandpre. Akcja rozgrywa się w latach 1765-1777 w Nowym Orleanie i okolicach. Ponownie na tle autentycznych wydarzeń politycznych trwa zacięta wojna między bractwem zabójców i zakonem templariuszy. Bardzo szybko zostajemy wprowadzeni w obecną sytuację, poznajemy sprzymierzeńców, zasady panujące w otaczającym nas świecie i cele naszych działań. Jedyne czego zabrakło to nieco więcej opowieści o przystąpieniu Aveline do bractwa.
  

Gameplay: Pełnoprawny, przenośny, w niczym nie ustępujący edycjom na stacjonarne konsole Assassin’s Creed. Trzon rozgrywki w serii AC zawsze stanowił zdobywanie informacji o co ważniejszych członkach zakonu templariuszy oraz ich sprytna eliminacja, i to nie uległo zmianie. Nasza bohaterka bez problemu wspina się bo budynkach, skacze po dachach i śmiga po drzewach. Dodatkowym środkiem lokomocji jest tutaj kajak w terenach bagiennych. Standardowo podczas wykonywania musimy misji śledzić wskazaną osobę, przekupić kogoś, odnaleźć ukryte poszlaki lub ostatecznie wyeliminować przeciwnika. Nowością jest sposób w jaki możemy to wszystko zrobić.
W ekwipunku naszej bohaterki znalazły się oczywiście ukryte ostrza, bomby dymne, pistolet, oraz zupełnie nowa broń: rurka ze strzałkami, dzięki której możemy eliminować cele z odległości i w zupełnej ciszy. W nawigacji pomaga dotykowy ekran, ułatwiający wybór broni i przemieszczanie się po menu. Oprócz stroju zabójcy nasza bohaterka potrafi przebrać się za niewolnicę lub arystokratkę, co ma swoje dodatkowe właściwości i ograniczenia. Niewolnica jest bardziej podatna na ataki, ale potrafi łatwiej przemknąć niezauważenie obok strażników np. niosąc skrzynię. Natomiast na uroczysty bal idealnie nadaje się strój arystokratki z bronią palną ukrytą w niewinnie wyglądającej parasolce. Jednak długa suknia uniemożliwia wspinanie po budynkach i ogranicza zdolności bojowe.
Zdobyte pieniądze przeznaczamy na ulepszanie ekwipunku, wykupywanie sklepów i miejscówek pozwalających zmieniać stroje. Dodatkowo oprócz zadań głównych dostępna jest pokaźna ilość misji pobocznych oraz mini gierka, w której dowodzimy flotą statków i handlujemy z innymi miastami. Musimy zadbać o zakup statków, towarów i sprawdzać gdzie opłaca się najbardziej je przetransportować i sprzedać. Te bardziej korzystne szlaki transportowe mogą być zagrożone przez ataki piratów oraz sztormy, mogące pozbawić nas towaru lub całego statku.
  

Wykonanie: Zdecydowana czołówka wśród gier na Vitę oraz jedna z najlepiej wyglądających gier na przenośne sprzęty. Tekstury są dokładne a dobrze wykonane oświetlenie pozwala odczuć porę dnia prezentując otoczenie o poranku, w blasku popołudniowego słońca lub zbliżającej się nocy. Modele postaci są szczegółowo wykonane i poruszają się bardzo naturalnie. Gdy zdobędziemy szczyt wysokiego budynku lub wieży, będziemy mogli podziwiać wspaniałą panoramę miasta i okolicznych terenów. Udźwiękowienie stoi na dobrym poziomie. Miasto żyje swoim życiem a napotkane osoby zajęte są swoimi sprawami. Jedynie muzyka nieco zbyt często się powtarza, przez co szybko zapada w pamięć i powszednieje.
  

Warto zagrać: Marka Assassin’s Creed zobowiązuje. Każda odsłona serii szybko wciąga i nie pozwala oderwać się od gry aż do samego końca. Tak samo jest przypadku Liberation. Wszystkie kluczowe elementy znane ze „stacjonarnych” odsłon zostały tutaj zawarte. Wśród zalet tej produkcji na pewno warto wymienić swobodę w przemieszczaniu się po obszernych miejscówkach, liczne i urozmaicone zadania, dopracowane sterowanie oraz wykonanie stojące na najwyższym poziomie.
Na ukończenie samego wątku fabularnego trzeba poświęcić około 8-9 godzin, a dodając do tego zadania poboczne, wykupywanie sklepów, szukanie znajdziek i handel morski, mamy bite 20 godzin rozrywki na najwyższym poziomie. Jeśli dodatkowo komuś przypadnie do gustu strategiczny tryb multiplayer polegający na zdobywaniu wpływów w krajach na całej kuli ziemskiej, to na pewno Vita nie wyląduje na półce tak szybko.
  

Mogło być lepiej: Niestety grając w tą jakże świetną grę często miałem to uczucie, że pod kilkoma względami mogła być dużo lepsza. Przede wszystkim nie wykorzystano pełnego potencjału opowiedzianej historii oraz pochodzenia głównej bohaterki. Wskakujemy niemal od razu w skórę zahartowanej asasynki, nie wiedząc tak naprawdę dlaczego została wytrenowana i jak odnalazła swoją drogę do bractwa. Podczas grania, w tle niemal cały czas przygrywa nam ten sam podkład muzyczny, który moim zdaniem powinien być nieco bardziej urozmaicony. Temat zażaleń zamykają drobne błędy, które potrafią sporadycznie wedrzeć się i nieco namieszać oraz nieco zbyt niska rozdzielczość.
  
Podsumowanie: Pełnoprawna części wspaniałej serii Assassin’s Creed mieszcząca się w dłoniach. W przypadku Bloodlines na PSP było dobrze, a tutaj jest rewelacyjnie. Polecam!


Ocena: 8/10

środa, 28 sierpnia 2013

Polak potrafi – najlepsze polskie gry ostatnich lat + zapowiedzi



            Pewnie nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale obecnie w naszym kraju trwa swego rodzaju przełom. Odnosimy światowe sukcesy! Ale to nie za sprawą naszej reprezentacji piłki nożnej czy wspaniałych „celebrytów” promujących nasz kraj za granicą. Uwielbienie przynoszą nam właśnie gry. Jakie tytuły oprócz wspaniałego Wiedźmina możemy zaliczyć do największych dóbr narodowych? Zacznijmy najpierw od tego, co nadchodzi wielkimi krokami:

Wiedźmin 3 Dziki Gon
             Nie sądzę aby znalazła się osoba, która nie słyszała o Wiedźminie, zwłaszcza wśród graczy. Dwie części wydane kolejno w 2007 oraz 2011 roku zdążyły sobie zaskarbić rzesze wiernych fanów i podbić serca miłośników gier RPG. Najnowsza odsłona jeszcze nie ukazała się na rynku, a już zbiera nagrody jako najlepsza gra targów. Ogromny świat, swoboda, dojrzała fabuła i rozwój postaci to tylko początek. Dziesiątki godzin spędzimy na wykonywaniu dodatkowych zadań, a nasze decyzje będą miały realny wpływ na otaczający nas świat. Czy muszę jeszcze wspominać o tym, że gra wygląda wprost fenomenalnie?

Lords Of The Fallen
             Ogromna popularność takich gier jak Demon’s Souls oraz Dark Souls przyczyniła się do powstania tej ciekawie zapowiadającej się gry. Wiemy, że będzie to pięknie wykonana, ale wymagająca podróż w świat fantasy, z intuicyjnym systemem walki i rozbudowanymi elementami RPG. Do sukcesu tej gry na pewno przyczyni się poziom trudności, z czego słyną dwa wcześniej wymienione tytuły. W końcu, oprócz Dragon’s Dogma, ten gatunek nie ma ostatnio żadnej konkurencji.

Dying Light
             Najnowsza gra od wrocławskiego studia Techland jest obecnie najbardziej pożądanym tytułem z zombiakami w roli głównej. Ostatnia zapowiedź oraz dwunastominutowy filmik z rozgrywki zaogniły fora dyskusyjne na całym świecie. Zombie, parkour, przetrwanie. Te elementy zawarte w jednej produkcji z domieszką oszałamiającej grafiki gwarantują zabawę na najwyższym poziomie. Jedyną konkurencją w tej kwestii może być Dead Rising 3, który swoją premierę będzie miał pod koniec roku na konsolę Xbox One.

To oczywiście nie są wszystkie zapowiedziane tytuły od naszych rodzimych twórców. Więcej nowych gier można się spodziewać komputery, konsole, jak i również na urządzenia przenośne. A w jakie wspaniałe polskie gry możemy pograć już teraz?

Wiedźmin / Wiedźmin 2 Zabójcy królów
             Dwie pierwsze części Wiedźmina przyniosły sławę studiu CD Project Red. Zwłaszcza druga część obiegła świat i niczym fala tsunami i porwała miliony fanów, którzy teraz w wywieszonym jęzorami czekają na kolejną część. Po ponad dwóch latach jest to nadal jeden z najlepszych przedstawicieli gier RPG w jaki obecnie można pograć, zwłaszcza dzięki ogromnemu wsparciu i dodatkom jakie cały czas są udostępniane przez twórców. Na sukces tej produkcji składa się zapierające dech w piersiach wykonanie, genialna ścieżka dźwiękowa, wciągająca, nieliniowa fabuła i rozbudowany system rozwoju postaci. Przekłada się to na dziesiątki godzin zabawy na najwyższym poziomie.

Call Of Juarez / Bound In Blood / Gunslinger
             Studio Techland dzięki grze Chrome pokazało, że potrafi zrobić dobrego FPSa. Ale jak to możliwe, że polskie studio tworzy jedne z najlepszych westernów w historii gier? Wszystkie trzy części serii Call Of Juarez (nie licząć The Cartel, którego akcja ma miejsce we współczesnych czasach) wciągają już od pierwszych chwil bardzo dobrze opowiedzianą historią, z ciekawymi postaciami i zwrotami akcji. Twórcom udało się uchwycić klimat dzikiego zachodu. W grze nie brakuje wszelkich akcji znanych z zachodnich westernów, z pościgami na koniach, rozróbami w barach, podbijaniem małych miasteczek i pojedynkami o wschodzie słońca na czele. Po obejrzeniu dobrego westernu nie ma nic lepszego, jak partyjka w Call Of Juarez.

Dead Island / Dead Island Riptide
             Temat zombie nigdy się nie znudzi. W grach komputerowych żywe trupy będą żyły wiecznie, zwłaszcza dzięki takim grom jakie studio Techland serwuje nam w ostatnich latach. Dead Island jest spełnieniem marzeń dla wszystkich spragnionych mocnych wrażeń. Przetrwanie na wyspie oblężonej przez tysiące umarlaków wcale nie jest łatwe, ale dostarcza masę frajdy. Zwłaszcza gdy przychodzi nam uciekać, szukać zapasów, konstruować prowizoryczną broń i walczyć w tak pięknie wykonanej grze. Rajski klimat kontrastuje z krwawymi wydarzeniami, a zabawa w pojedynkę lub przez sieć z przyjaciółmi nabiera rumieńców gdy spotkamy na naszej drodze bardziej wymagające zadania i przeciwników. Warto udać się na tą rajską wyspę, w oczekiwaniu na nadchodzącego wielkimi krokami, duchowego następcę, czyli Dying Light.

Sniper Ghost Warrior / Sniper Ghost Warrior 2
             Krytykowane przez recenzentów za liniowość, nieciekawą fabułę i słaba sztuczną inteligencję przeciwników dwie części Snipera podejmują nie łatwe zadanie. Bo właściwie jak zrobić dobrą grę w całości traktującej o przygodach snajpera? Moim zdaniem naszej ekipie w większości aspektów udało się to zadanie. Obie gry wyglądają bardzo przyzwoicie, od początku wciągają, gra się w nie bardzo przyjemnie, a w dodatku są prawie bezkonkurencyjne. Głównym rywalem może być Sniper Elite 2, którego akcja dzieję w czasie drugiej wojny światowej, jednak to właśnie polski tytuł sprzedał się nieco lepiej. Trzymam kciuki za kolejną, jeszcze lepiej dopracowaną przygodę snajpera :)

Wymieniając polskie gry warto również wspomnieć o świetnej strategii czasu rzeczywistego Anomaly, wciągającym RPGu Two Worlds, masakrującym wrogów Painkillerze czy boksie Real Boxing. Ponadto polskie aplikacje odnoszą coraz większe sukcesy na urządzeniach przenośnych oraz w cyfrowej dystrybucji.
Najbardziej boli fakt, że nasi twórcy nie dostają wystarczającego wsparcia od nas samych, od Polaków. W Stanach Zjednoczonych większość konsumentów wybiera amerykańskie produkty, tylko dlatego że są amerykańskie, nawet jeśli korzystniej byłoby wybrać inny produkt. Najlepsze wsparcie jakie możemy zapewnić naszym rodakom, którzy w pocie czoła tworzą takie wspaniałe dzieła, to po prostu…. pójść do sklepu i kupić grę :)

Bonus:
Zapowiedź Dying Light

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Killzone Najemnik – test sieciowej wersji beta (PSVITA)



            I kolejne marzenie się spełniło. Na przenośną konsolkę trafił naprawdę solidny shooter z perspektywy pierwszej osoby (FPS). Po ograniu wersji beta gry Killzone Najemnik (Killzone Mercenary) jestem pod ogromnym wrażeniem.


            Pierwsze co rzuca się w oczy to wspaniała grafika. Twórcom udało się przenieść silnik ze stacjonarnej konsoli PS3 na przenośną PSVita, i to widać. Gra wygląda fenomenalnie. Aż trudno uwierzyć, że konsolka tak dobrze sobie radzi z dokładnymi i wspaniale oświetlonymi teksturami. Otoczenie jest bardzo zróżnicowane i bogate w szczegóły, a dalekie pole widzenia pozwala na bawienie się w snajpera. Całość chodzi bardzo płynnie i nie zacina nawet podczas ostrych wymianach ognia.


            Do testowania oddano tryb sieciowy, który bardzo przypomina poprzednie części Killzone. Rozgrywka jest urozmaicona, oddano graczom do dyspozycji wszystkie elementy znane ze stacjonarnych konsol, z kilkoma dodatkami. Zdobywanie doświadczenia i ulepszanie naszego ekwipunku jak zwykle wciąga i nie pozwala tak szybko oderwać się od konsolki.


            Czekam na pełną wersje gry, która oprócz zmagań sieciowych pozwoli przechodzić tryb dla jednego gracza w skórze zarówno żołnierza ISA, jak i również złowieszczego Helgasta. A teraz wracam do kolejnej partyjki, póki beta jest aktywna…

środa, 21 sierpnia 2013

Konferencje na Gamescom 2013 - kilka ciekawszych newsów



Konferencje na targach Gamescom zakończone. Na jakie informacje w szczególności zwróciłem uwagę?

Sony:

- Znamy datę premiery Playstation 4: W Europie jest to 29 listopad, w Ameryce Północnej 15 listopad. Cena w Europie to 399 Euro (w Polsce pewnie jeszcze dodatkowo zostanie podbita)

- Nowe gry zapowiedziane na Playstation 4: War Thunder, Resogun, Shadow Of The Beast, Everyone’s Gone To Rapture.

 
 
- Premiera Gran Turismo 6 na Playstation 3 już 6 grudnia 2013.

- Minecraft wyjdzie na PS4, PS3 i PSVitę. Ponadto na wszystkie trzy konsole zawita Helldivers.

- Nowe, darmowe Little Big Planet Hub na Playstation 3, z możliwością dokupowania dodatkowej zawartości.

- Obniżka cen PSVity oraz kart pamięci (wreszcie!)

- Borderlands 2 wyjdzie na PSVitę!! A oprócz tego Football Manager, BigFest, Lego Marvel Super Heroes oraz genialne Murasaki Baby.
 

- Ogromne wsparcie od twórców niezależnych (ostatnio się ich określa Indykami od angielskiego Indie:), zarówno dla PSVity jak i PS4. Wśród nowych tytułów jest N++, Volume, Hotline Miami 2 Wrong Number, Fez, Velocity 2.

Microsoft:

- Figher Within może być dobrym tytułem na nowego Kinecta.

- Fable Legends w ciekawy sposób łączy graczy, kooperacja dla czterech graczy oraz piątego w roli złoczyńcy brzmi ciekawie.


 - I jeszcze większy apetyt mam na Dead Rusing 3 :)

- Fani piłki nożnej mogą się radować, każdy pre-order nowego Xboxa daje im darmową Fifę 2014 w zestawie. Promocja tylko dla Europy.

EA:

- Skupiono się na kontynuacjach znanych serii, pokazano nowe materiały z Plants Vs Zombie 2, Need For Speed Rivals, Fifa 2014.

- Nowe UFC wygląda rewelacyjnie, a do tego potwierdzono, że w 2014 roku jedna z gal UFC odbędzie się… w Polsce! Jadę!

 
- Sims 4 pochłonie kolejne rzesze wiernych fanów. Wykonanie zbytnio nie poszło do przodu, ale edytor postaci stał się bardziej intuicyjny, a projektowanie posesji jeszcze bardziej przyjazne. Nowe interakcje między simami również mogą być ciekawe :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

System trofeów i osiągnięć…



            …jest moim zdaniem jedną z najlepszych nowinek, jakie przyniosła obecna generacja konsol. Ten charakterystyczny odgłos, gdy uda nam się przejść etap, pokonać ogromnego przeciwnika lub ukończyć grę dla wielu graczy stał się wręcz uzależniający. Xbox 360 jako pierwszy zaproponował system osiągnięć, premiowany punktami (Achievement Points), który obowiązkowo obecny jest w każdej grze. Sony nieco spóźniło się ze swoimi trofeami (brązowe, srebrne, złote oraz platynowe) wprowadzając je dopiero w 2008 roku, co niestety spowodowało że nie każda gra wspiera ten system. Ale o co z tym wszystkim chodzi?

 
             
     Twórcy gier ustanawiają warunki, jakie muszą być spełnione aby otrzymać osiągnięcie/trofeum. Standardowo otrzymujemy je po przejściu gry, znalezieniu wszystkich ukrytych przedmiotów, bardzo często również za wyeliminowanie określonej liczby przeciwników lub wykonanie w krótkim czasie jakiegoś zadania. Największym zaszczytem jest zdobycie wszystkich osiągnięć z danej gry, co w przypadku Xbox 360 oznacza 1000 punktów, a na PS3 zdobycie platynowego trofeum. Za zaletę systemu trofeów z PS3 uważam właśnie te platynowe trofea, dzięki którym już na pierwszy rzut oka widzimy, z ilu gier gracz wycisnął wszystkie soki. Im większa ilość platynowych trofeów… tym więcej wolnego czasu poświęconego na granie :)
 
            Jednak największą zaletą tych systemów osiągnięć jest przedłużanie żywotności niemal każdej gry. Ile razy łapałem się na tym, że wracałem do jakiegoś tytułu, żeby jeszcze parę trofeów zdobyć, wycisnąć z niej nieco więcej i przy okazji świetnie się bawić. Jeszcze parę wyścigów w Gran Turismo, wyzbieranie wszystkich ukrytych skarbów w Uncharted, uratowanie kolegów ze szkoły w Lollipop Chainsaw. System osiągnięć daje motywację żeby jeszcze raz zagrać, zrobić więcej, podbić poziom trudności, ponownie ukończyć grę. I najgorsze jest to, że gdy wracam do gier z PS2 lub starszych tytułów z PS3 … bardzo mi brakuje tego charakterystycznego odgłosu oznaczającego zdobycie trofeum :(

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

O tym, jak najnowszy Need For Speed Most Wanted mnie drażnił…



            …a raczej jak drażnił się ze mną. Ograłem każdą część serii (z wyjątkiem Pro Street) i do absurdów już zdążyłem się przyzwyczaić. Przeciwnicy kolejkujący się za mną na wzór wężyka i czekający na minimalną pomyłkę to bardzo długo był standard. Jak pojawiali się policjanci, to zawsze skupiali się głównie na mnie, tak jakby nie widzieli pozostałych uczestników nielegalnego wyścigu. A ile włosów było wyrwanych z głowy, gdy po idealnym przejechaniu bardzo trudnego etapu zaliczałem dzwona z przypadkowym samochodem na ostatniej prostej do mety. To wszystko ma swoje dobre strony, bo chyba żadna seria nie nauczyła mnie tyle cierpliwości i wytrwałości jak Need For Speed. Im więcej przegrywałem, tym bardziej chciałem wygrać, bo uwielbiam tą serię. Jednak z niepokojem spoglądam na najnowszą część, czyli Need For Speed Rivals, bo jeśli gra będzie rozwinięciem pomysłów z poprzedniej części, to na pewno uda jej się wyprowadzić mnie z równowagi i pozbawić resztki włosów z mojej głowy.
            Poprzedni Most Wanted (wydany w 2005 roku) uważam za najlepszą część serii. Gra radowała mnie przede wszystkim szybkimi, dynamicznymi pościgami, ucieczką przed policją i genialną fabułą, która motywowała do dalszego ścigania. Dodatkowo naprawdę dawała poczucie wspinania się na liście najbardziej poszukiwanych kierowców a pościgi stawały się bardziej zaciekłe i karkołomne. Niezależnie od ilości radiowozów pędzących za moją furą, zawsze mogłem improwizować i podciąć elementy podtrzymujące wysoką budowlę, aby zawaliła się na pościg albo w inny sposób zagruzować całą drogę za sobą, następnie wyrabiać ciasne zakręty, żeby chociaż na chwilę stracili mnie z oczu i przeczekać całą gorączkę melinując się gdzieś za jakaś chatką. Niestety, przeciwnicy lubili oszukiwać i też czasami dochodziło do absurdalnych sytuacji, ale nie taką skalę jak w najnowszym Most Wanted.
             Co drażniło mnie najbardziej w najnowszej części? Zacznijmy od policyjnych radiowozów podczas ucieczki. Aby zgubić pościg, należy wydostać się z czegoś na wzór „obszaru pościgu”. Jest on widoczny na mapce, gdy uciekamy przed policją. Gdy radiowóz nas widzi, ten obszar cały czas jest przyklejony do nas, natomiast gry się oddalimy, uciekniemy, przerwiemy kontakt wzrokowy, możliwe jest wydostanie z tego obszaru i przeczekanie w spokoju. Problem polega na tym, że przez pierwsze minuty zawsze jakiś radiowóz nas widzi, i nawet jak błyskawicznie się rozpędzimy, on robi to samo. Jest jakby przyklejony do nas i nie oddali się na taką odległość, abyśmy mogli zgubić pościg. To co dzieję się na mapie (widzimy strzałki pokazujące w którą stronę skierowany jest radiowóz) to żart. Radiowóz obrócony do mnie tyłem nagle pędzi za mną z zawrotną prędkością, w ułamku sekundy obracając się do mnie przodem. Dopiero po jakimś czasie, jak na rozkaz nieco odpuszczają, zaczynają się motać i można ich zgubić. Pomijam już fakt jak często lubią pojawiać się z przodu trasy którą aktualnie uciekamy, akurat w momencie kiedy z tyłu koledzy już odpuścili. Tak żeby nie było za łatwo.
            A co z przeciwnikami podczas wyścigów?  Oni też lecą sobie w kulki. Nie ma możliwości… powtarzam, NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI, żeby zostawić daleko w tyle przeciwników podczas wyścigu. Oni są przyklejeni do nas, a przynajmniej ten jadący na pierwszym miejscu. Największe absurdy odchodzą podczas ścigania się jeden na jeden z bossami (Most Wanted Cars). Gdy ja zostanę zepchnięty gdzieś w boczną uliczkę, muszę zatrzymać się, zawrócić i pogodzić z faktem, że jestem na szarym końcu bez szans na wygraną. A co się dzieje gdy to ja zepchnę przeciwnika w boczną uliczkę? Jaja jak berety Panie! Wystarczy zaobserwować mapę. Mój wróg miota się sekundę w bocznej uliczce, po czym jak wystrzelony z procy pojawia się za mną i wyprzedza mnie, nawet wygrywając cały wyścig. I lepiej nie zaliczajcie dzwona z przypadkowymi samochodami podczas wyścigu. Jak przeciwnik zahaczy inny samochód i ma wypadek, po sekundzie respawnuje się na trasie. Ale nie ja! Ja widzę długą i piękna animację jak mam wypadek, po czym koziołkuję, fikołkuję i obserwuję jak wszyscy mnie wyprzedzają. Gdy już jest pewność, że jestem na szarym końcu, dopiero pojawiam się znowu na trasie gotowy do dalszej jazdy. Tak żeby nie było za łatwo.
            Sam niewiem jak to się stało, że napisałem tego posta. Zawsze doszukuję się wszystkiego co dobre w grach, przymykając oko nawet na rażące wady. W tym przypadku jednak zostałem za bardzo rozdrażniony. Jestem w stanie przymknąć oko na niedoróbki graficzne, niedopracowane sterowanie i braki w fabule. Ale jak gra robi sobie ze mnie jaja, oszukuje na potęgę specjalnie podnosząc poziom trudności żebym więcej razy restartował etap… tego nie wybaczę. Jeszcze trochę włosów na głowie mi zostało, więc czekam na Need For Speed Rivals, może ona nie będzie mnie tak oszukiwać :)