środa, 28 października 2015

Recenzja: Quantum Theory






Platformy: PS3, X360

Deweloper: Team Tachyon

Wydawca: Tecmo

Rok wydania: 2010

Mocno skrytykowany tytuł, okrzyknięty marną podróbką Gears Of War, otrzymujący głównie negatywne recenzje. A ja się przy nim świetnie bawiłem, w dodatku kilka lat po jego premierze. Najpierw miał być wydany wyłącznie na Playstation 3, ostatecznie trafił również na Xbox 360. Co sprawiło, że pomimo braków w wykonaniu i ogólnej nagonki gra nie pozwoliła mi się oderwać od konsoli aż do samego końca?

 
Fabuła nie jest specjalnie porywająca, ale spełnia swoją rolę. Przede wszystkim dostajemy powojenny, postapokaliptyczny świat, pełen zniszczonych budynków i zagraconych uliczek. Ale tak jest tylko na początku, ponieważ akcja szybko przenosi się do tajemniczej wieży, którą nasz główny bohater imieniem Syd, musi zniszczyć. Ludzkość jest na wymarciu, podczas gdy większość żyjących organizmów została zainfekowana przez Diablosis, a jedynym ratunkiem okazuje się właśnie zniszczenie źródła tego wirusa. Wieża zdaje się żyć własnym życiem i szybko przekonujemy się o tym, jak to jest być intruzem w niesprzyjającym środowisku. Syd należący do rasy Gillskin, może liczyć na niewielką pomoc pozostałych przy życiu ludzi, którzy uformowali partyzanckie wojsko. Natomiast rywalizująca z Gillskin’ami inna rasa, zwana Nosferatu, również pragnie zniszczenia wieży, dlatego wysyła do niej swoją wojowniczkę. Nie poznajemy motywów ich działań, dlaczego są dwie rasy które ze sobą walczą, pomimo wspólnego celu. Nie wiemy kim dokładnie jest wróg i jak powstał ani czy nasze akcje mają jakiś większy wpływ na całą sytuację. Niestety nie wszystko jest wyjaśnione, i tak naprawdę wielokrotnie aktualny stan rzeczy przyjmujemy w sposób „bo tak jest”.


Gameplay: W poprzedniej generacji otrzymaliśmy wiele third-person shooterów z dynamicznym systemem osłon. I chociaż protoplasta pochodzi jeszcze z czasów PSX (Winback) i PS2 (Kill.Switch) to do tej pory najbardziej rozpoznawalnym tytułem pozostaje Gears Of War, które ten system wniosło na wyższy poziom. I właśnie Quantum Theory jest jego najwierniejszym klonem. Kamera, sterowanie, napakowany mięśniami bohater i sposób jego poruszania się natychmiastowo przywołują wspomnienia z Gears’ów. Jednak gra dorzuca kilka ciekawych, oryginalnych pomysłów od siebie. Przede wszystkim osadzenie gry w organicznej, żyjącej własnym życiem wieży można zaliczyć jako duży pozytyw. Przywoływane co rusz hordy przeciwników nacierają na nas, próbując nas zwalczyć jak niechcianego pasożyta, a wieża dodatkowo komplikuje nam sytuację. Potrafi zablokować nam drogę, zburzyć osłonę za którą się chowany lub w ogóle zmusić nas do szybkiej ucieczki. Ciekawie wypadają etapy, w których przylegamy do lewitujących w powietrzu, szybko przemieszczających się ścian. Zmieniająca się perspektywa potrafi przyprawić o zawrót głowy. Do przeciwników strzelamy z kilku rodzajów karabinów, shotgunów czy wyrzutni granatów. Kogo nie trafimy z broni palnej, możemy powalić mocnym ciosem z bliskiej odległości, lub przy odrobinie szczęścia wyprowadzić nawet śmiercionośną kombinację. Pomocna w wielu momentach okazuje się tajemnicza sojuszniczka, którą możemy cisnąć z impetem w przeciwników. Na szczęście nieważnie w jaką chmarę przeciwników ją wrzucimy, zawsze jest w stanie pociachać kilku swoim mieczem, a i większego bydlaka może powalić kopniakiem.


Wykonanie: Pierwsze wrażenie niestety nie jest pozytywne. O ile sam krótki prolog nie wygląda źle, tak kolejny etap, w którym przedzieramy się przez ruiny miasta, straszy pustką, słabymi teksturami i słabo zaprojektowanymi elementami otoczenia. Gra nabiera drugiego oddechu dopiero gdy dostaniemy się do wieży. Tutaj już postarano się o ciekawy design lokacji, fajnie wyglądające pomieszczenia i niezłe oświetlenie. Organiczne wnętrza mieszają się z krystalicznymi ścianami i błyszczącymi podłogami. Przeciwnicy zostali pomysłowo zaprojektowani, jak i również sam główny bohater i jego towarzysze. Ścieżka dźwiękowa stoi na przyzwoitym poziomie, muzyka dodaje swoje trzy grosze w tworzeniu tajemniczej atmosfery, w niesprzyjającym środowisku.


Warto zagrać: Jak na japońską grę przystało, jest ona niezwykle oryginalna i niespotykana. Mechanika gry to klon Gears Of War, jednak resztą Quantum Theory jest w stanie się wybronić. Sam pomysł osadzenia gry w niebezpiecznej, organicznej wieży, która za wszelką cenę próbuje zwalczyć głównego bohatera zasługuje na uznanie. Graficznie gra jest nierówna, jednak nie można jej odmówić ciekawego stylu i kilku naprawdę dobrych pomysłów. Dostępny oręż jest zróżnicowany i każdy znajdzie coś dla siebie, długość trybu dla jednego gracza jest przyzwoita, chociaż niestety zamyka się w 7-8 godzinach. Tryb wieloosobowy dodatkowo wydłuża żywotność tej produkcji, oferując standardowe tryby sieciowe.


Mogło być lepiej: Zabrakło większej różnorodności, urozmaicenia. Nieprawdziwe byłoby stwierdzenie, że od początku do końca gry jedynie biegamy, strzelamy i chowamy się za osłoną. Jednak większe urozmaicenie lokacji, dostępnego arsenału oraz czynności jakie musimy wykonywać na pewno wyszło by tej grze na dobre, zwłaszcza jeśli wydłużyłoby to nieco czas na ukończenie gry. Pierwsze etapy nieco niedomagają graficznie, na szczęście później jest już lepiej.



Podsumowanie: Ograłem ten tytuł dopiero kilka lat po jego premierze i żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej. Krzywdzące jest traktowanie tej gry jedynie jako klon Gears Of War, lub uboższego kuzyna. Znalazło tutaj zastosowanie wiele ciekawych pomysłów, a unikatowy design i niespotykana atmosfera pozwala przymknąć oko na kilka mniejszych niedoróbek. W dniu premiery za pełną cenę bym tej gry nie kupił, jednak po obniżce warto się nad nią zastanowić.

Ocena: 7/10