Będąc fanem walki partyzanckiej w grach, śledziłem
losy tej gry od samego początku. Bardzo dobrze wspominam pierwszą część
Homefront, gdzie nie wszystko do końca zagrało: kampania dla pojedynczego gracza,
chociaż miała swoje dobre momenty, była troszkę za krótka i potrafiła
kilkukrotnie się zawiesić podczas jej przechodzenia. Ale na pewno nie brakowało
jej świetnego klimatu walki partyzanckiej, zaszczucia i przygniecenia przez
przeważające siły wroga i kilku naprawdę dobrych rozwiązań. Nowa część, na
nowszej generacji miała zaoferować otwarty świat, dłuższą kampanię, większą
różnorodność i oczywiście lepsze wykonanie.
I jak się okazało w dniu premiery, nie obyło się bez
problemów, i to nie małych. Słaby framerate, błędy i niesatysfakcjonująca
rozgrywka były głównymi powodami zaniżania ocen. Wydawać by się mogło, że
zmiana dewelopera i przeciągające się prace spowodowały wypuszczenie
niedokończonego produktu. Mam to szczęście, że moje pierwsze spotkanie z grą
zaliczam pół roku po premierze, gdy twórcy grę już połatali. Zawsze chciałem
dać jej szansę, bo bardzo podobał mi się ten pomysł na grę. Gdy okazało się, że
główne zarzuty zostały oddalone a cena spadła o więcej niż połowę, nadszedł
czas na walkę z najeźdźcą.
Fabularnie dostajemy od razu mocnego kopa, gdy świeżo
wciągnięci do ruchu oporu widzimy zdziesiątkowanych na naszych oczach
towarzyszy. Ratujący nas w ostatniej chwili przywódca ruchu sam wpada w
tarapaty, musimy zrobić wszystko aby odbić go z rąk nieprzyjaciela. Ale
właściwe dlaczego musimy walczyć? Korea Północna pomogła USA w prowadzeniu
wojen na kilku frontach i dostarczała im sprzętu wojskowego, który następnie w
dogodnym dla siebie momencie mogli wyłączyć i wykorzystać przeciw nim, przejmując
całkowicie władzę nad państwem. Na zniszczonych wojną terenach Filadelfii
będziemy walczyć o każdy kawałek ulicy, wykorzystać partyzanckie techniki,
częściej chowając się i uciekając niż wchodząc w bezpośrednie starcia. I taki
charakter rozgrywki mi jak najbardziej odpowiada.
Gra śmiga na silniku CryEngine i wygląda bardzo
dobrze. Od samego początku widzimy dbałość od detale, pomieszczenia wypełnione
są szpargałami, drobiazgami, zazwyczaj porozrzucanymi w nieładzie. Nie ma tutaj
mowy o kilku obiektach na krzyż w pustych pomieszczeniach. Wszędzie czuć
atmosferę zaszczucia i bezradności wobec silniejszego oprawcy. Widać ślady po
walkach, poprzewracane stoły i szafy, rozwalone sprzęty, dziury w ścianach,
nieład i harmider.
Wszystko przedstawione w wysokiej jakości teksturach z
drobiazgową dbałością o detale, ze wspaniałym oświetleniem i świetnie
zrealizowanym trybem dnia i nocy. Wraz z upływem czasu, zmienia się położenie
słońca, przez co miejscówki potrafią prezentować się bardzo realistycznie, z
wpadającymi przez okno promieniami słońca, jak i rozświetlone przez wieczorne
ogniska lub flary. Dodatkowo zmianie ulega pogoda, z rewelacyjnie zrealizowanym
deszczem, który stopniowo, kropelka po kropelce „nawadnia tekstury”, aby po
wszystkim pozostawić odbijające otoczenie kałuże na ulicach i chodnikach.
Warto od razu zaznaczyć, że do większości budynków,
piwnic i skrytek można wejść, schronić się, przeczekać obławę, znaleźć coś
ciekawego, i może przy okazji zaatakować wroga z dogodnego stanowiska.
Większość dachów i balkonów również można wykorzystać, zwłaszcza do obserwacji,
zaczajki, planowania. Pójście na otwartą wojnę z przeważającymi siłami
przeciwnika mija się z celem. Przez większość czasu jesteśmy dziesiątkowani,
zdominowani i walka partyzancka odgrywa tutaj główną rolę.
Mapa została podzielona na kilka stref, między którymi
przemieszczamy się za pomocą tuneli. Strefy są oznaczone kolorem żółtym oraz
czerwonym. Różnią się one nie tylko wielkością, ale przede wszystkim mechaniką
rozgrywki. Strefy żółte reprezentują zamieszkane przez obywateli tereny, w
pełni opanowane przez koreańską armię. Cywile bardzo często są zaczepiani przez
żołnierzy i poniżani, czasami nawet zabijani bez powodu. Regularnie odbywają
się najazdy na mieszkania. Temu wszystkiemu możemy zapobiec, jeśli zareagujemy
w porę. Podbudujemy w ten sposób nastroje i morale do walki z najeźdźcą. Ale
musimy tego dokonywać po cichu, unikać żołnierzy, chować się za innymi
mieszkańcami i nie dać rozpoznać, gdyż od początku gry jesteśmy na czarnej
liście, wśród najbardziej poszukiwanych.
Czerwone strefy to z reguły pole bitwy, gdzie wroga
armia od razu otwiera ogień do wszystkich w zasięgu wzroku. To tutaj
najczęściej dochodzi do ostrej wymiany ognia i ataków na patrole. Te strefy
charakteryzują się również dużo większym terenem działań i otwartymi
przestrzeniami. Jedne i drugie są na początku w pełni okupowane przez wrogie
siły, które etapami musimy zwalczać. Najpierw włamujemy się do punktów
dostępowych, następnie w dogodnych miejscach zakładamy punkty obserwacyjne i
kryjówki, odnajdujemy porzucone zapasy i podbijamy siedziby wroga. Często
musimy się nagłowić, aby dostać w wyznaczone miejsce: skorzystać z sąsiedniego
dachu, wskoczyć przez okno motorem, lub zdalnie sterowanym samochodzikiem z
ładunkiem wybuchowym dostać się do pomieszczenia przez jakąś szparę i wysadzić
zalegający gruz po drugiej strony drzwi.
Do poruszania się po czerwonych strefach można
wykorzystać motor. Będziemy się rzucać w oczy i szybko wyłapie nasz najbliższy
patrol, ale zawsze możemy mu szybko uciec. Poza tym to całkiem przyjemny sposób
poruszania się po rozległych terenach, zwłaszcza gdy już wypędzimy armię
nieprzyjaciela. Gorzej jeśli zauważy nas ogromny „sterowiec”, wiszący wysoko
nad miastem i skanujący teren z powietrza. Wówczas zostanie przeprowadzony atak
niemal z każdej strony z wykorzystaniem piechoty, pojazdów, snajperów. Sterowce
wydają charakterystyczny odgłos, dlatego szybko nauczymy się ich unikać,
chowając w budynkach i pod zadaszeniami. Do większości mieszkań i ruin można
wejść i w miarę możliwości zwiedzić prawie każde piętro. Szukanie ukrytych
schowków, specjalnie pochowanych zasobów i ogólne szabrownictwo daje dużo
frajdy. Za wszelkie znalezione kosztowności i przydatne przedmioty dostajemy
pieniądze, za które ulepszamy sprzęt.
Przejmowanie kolejnych dzielnic daje nam specjalne
punkty technologiczne, za który odblokowujemy nowy arsenał i gadżety, natomiast
za pieniądze kupujemy ulepszenia i dodatki. Sprzęt możemy swobodnie modyfikować
w locie, nie tylko dokręcając lunetę, podpórkę lub tłumik, ale również
całkowicie modyfikując daną broń. Karabin maszynowy możemy w każdej chwili
przerobić na ciężki karabin maszynowy lub granatnik, a kusza służy również jako
miotacz ognia lub garłacz. Do tego mamy między innymi pistolet, strzelbę,
snajperkę i wyrzutnię rakiet.
Koktajle Mołotowa i granaty do podstawa, dodatkowo
dochodzi urządzenie hakujące i fajerwerki odwracające uwagę. Co jednak ciekawe,
to sposób ich wykorzystania. Możemy bezpośrednio rzucać te gadżety np. komuś
pod nogi, ale również wykorzystać zdalnie sterowany samochodzik, przyczepić do
zabawki z czujnikiem aby to wróg sam wpadł w pułapkę lub zdetonować zdalnie w
dowolnym momencie wykorzystując smartfon. Sam telefon to wielofunkcyjne
urządzenie komunikacyjne, służące nam dodatkowo jako dziennik, mapa, czujnik
najbliższych składowisk zapasów. A wbudowany aparat pomoże odznaczyć wrogów i
przyda się w kilku misjach.
Kampania jest dosyć długa, aby odbić każdą dzielnicę i
przejąć w całości wszystkie tereny oraz skończyć tryb fabularny, musimy poświęcić
minimum 20 godzin. Dodatkowo tryb dla wielu graczy pozwala rozwijać nowo
utworzoną postać w podobnych scenariuszach, gdzie razem z innymi towarzyszami
odbijamy więźniów, zasadzamy się na patrol, przejmujemy dzielnice lub po prostu
musimy przetrwać. Niestety gra nie jest na tyle popularna, aby bez problemu
znaleźć chętnych do zabawy i musiałem sporo się naczekać zanim zebrała się
ekipa do partyjki. Ponadto muzyka, chociaż jest jak najbardziej w porządku,
często leci zapętlona i niektóre kawałki powtarzają się i nudzą bardzo szybko.
Jak to się stało, że jedna z najciekawszych gier 2016
roku przeminęła niemal bez echa? Niestety wygląda na to, że niedopracowany
produkt lepiej przytrzymać jeszcze na warsztacie, dopracować, usunąć błędy i
wypuścić w takiej postaci, aby recenzenci nie musieli zaniżać ocen. Większość
minusów wymienianych w recenzjach było nieobecnych w chwili, gdy grałem w
Homefront The Revolution, około pół roku po premierze. Nie żałuję ani chwili, i
trzymam kciuki za powstaniem kontynuacji.