czwartek, 18 stycznia 2018

The Last Guardian


Bardzo obawiałem się tej gry. Wiedziałem, że jest wspaniała, pięknie wykonana i odpowiednio długa. Wiedziałem, że będzie się rewelacyjnie w nią grało i że nie raz złapie mnie za serce. Byłem pewien, że zanurzając się w jej świat, bardzo zżyję się z moim zwierzęcym kompanem, Trico. I właśnie tego najbardziej się obawiałem, ponieważ takie produkcje robią wszystko, aby chwytać graczy za serce. Widząc opis znajomego, który mówił o emocjonalnym rollercoasterze wiedziałem, że będzie i cudownie niczym w raju, i jednocześnie piekielnie ciężko… jak widać przetrwałem, a emocjonujący finał utwierdził mnie w przekonaniu, że to jedna z najwspanialszych gier w jakie grałem.


To nie miała być recenzja, ale skoro zamierzam napisać parę słów więcej o tej grze, to jednak tak potraktuję ten wpis. Wielu nie zgodzi się z moją opinią na temat tej gry. Powszechnie wiadomo, że powstawała z trudnościami przez wiele lat, na przełomie dwóch generacji. Wspominając poprzednie dzieła Famito Uedy, czyli Ico i Shadow Of The Colossus (które uwielbiam) cały czas cierpliwie czekałem i miałem nadzieję, że jego trzeci projekt ujrzy światło dzienne. Ku mojej uciesze tak się stało, ale przez to długie czekanie, problemy i zawirowania, z czasem moje emocje opadły a grę kupiłem z rocznym poślizgiem. Pierzasty pieso-koto-gryf, którego wszyscy nazywają Trico doczekał się swojego czasu w mojej PS4. I był to mój najlepiej spęczony czas przy tej konsoli.


Każdy, kto sprawdzi obrazki lub filmiki z gry zobaczy, że nie ma tutaj jakiegoś rewelacyjnego globalnego świetlenia, dokładnych tekstur, wspaniałych efektów cząsteczkowych i innych. Ogólnie często bywa szaro, buro, ponuro. Na standardowym PS4 miałem czasami spadki animacji. Ponadto kamera nie zawsze dobrze się ustawiała, potrafiła zgubić akcję lub wlepiać się gdzieś w ścianę, a naszym głównym bohaterem momentami topornie się sterowało i reagował on z opóźnieniem. To tyle, jeśli chodzi o wady. Poza tym, ta gra to dla mnie ideał…


Te wszystkie mankamenty nie przeszkadzają grze wyglądać rewelacyjnie. Nie pobiegamy swobodnie po terenach w których jesteśmy uwiezieni, ale skala poziomów jest ogromna i często z daleka widzimy obszary, do których w późniejszym etapie gry dotrzemy. Widoki często zapierały mi dech w piersi, ale niekoniecznie zaawansowanymi technikami renderowania, ale właśnie artyzmem i skalą. A żeby ukończyć grę, niejednokrotnie musiałem mocniej ruszyć mózgownicą. Zapomniałem już o takich momentach, w których po prostu utknąłem w grze :) i musiałem na spokojnie ogarnąć wszystko co jest dookoła, sprawdzić otoczenie, zwrócić uwagę na to, co akurat robi Trico, wpaść na pomysł i go jeszcze dobrze wykonać. Często rozwiązanie polega na świetnie przemyślanej fizyce, która napędza całą grę. Zachowanie poszczególnych materiałów i przedmiotów w grze, jak i naszego pierzastego kompana jest naturalne i wypada bardzo przekonująco. Wszystko co znajduje się w grze ma swój ciężar i odpowiednie właściwości, dzięki czemu z pełną immersją przeżywałem całą grę. A najwięcej radochy, emocji, wrażeń i uczuć dostarcza właśnie Trico.


Trudno jest opisać to, co się czuje, grając w tą grę. Z każdą kolejną godziną gry, wraz z bohaterem tej przygody przywiązywałem się do Trico coraz bardziej. Ta ponoć bezduszna, zjadająca ludzi bestia zaskakiwała mnie na każdym kroku. Wiele razy ratowaliśmy sobie życie nawzajem, wychodziliśmy z różnych opresji, wspieraliśmy, rozdzielaliśmy na chwilę by po pokonaniu jakiejś trudności znów kontynuować przygodę razem. A głównym celem tej przygody w The Last Guardian jest próba wydostania się z osadzonego jakby w kraterze po wulkanie kompleksu budowli, z powrotem do rodzinnej wioski. Zatrzymać nas za wszelką cenę będą próbowały opętane dziwną energią zbroje (wyglądają jak rycerze w pełnym pancerzu), z którymi tak naprawdę nie mamy żadnych szans. Możemy jedynie liczyć na Trico, który bardzo agresywnie reaguje na tych przeciwników. I podczas gdy nasz czworonożny przyjaciel pomaga nam rozbić przeciwników, my musimy zaopiekować się nim, uspokajając go, wdrapując się na niego i wyciągając z jego ciała wbite włócznie. Czułem ten ból, gdy Trico popiskiwał wraz każdą otrzymaną raną :( 


Chciałbym napisać jeszcze więcej, podzielić się swoimi przemyśleniami na temat całej przygody i wspaniałego zakończenia, jednak wolę zachować to dla siebie i pozwolić Wam odkryć to osobiście, do czego szczerze zachęcam. Dodatkowo nadmienię, że w jakiś sposób całe to przeżycie odmieniło moje spojrzenie na naszą branżę. Gra przez wielu była spisana na straty, przez co odniosła najwyżej umiarkowany sukces. Uważam natomiast, że największą stratą dla graczy byłby fakt, żeby gra nigdy nie doczekała premiery i została skasowana. Stąd moje przemyślenia na temat wielu innych, wartościowych tytułów, które zostały przekreślone i nigdy nie ujrzały światła dziennego. To temat na kolejny wpis…


Jest jeszcze jeden pozytyw. Nawet mój domowy kot dostał lepsze traktowanie dzięki wszystkim przeżyciom, jakie zapewnił mi The Last Guardian. Powiedzmy, że już go tak nie troluję jak kiedyś... w jakiś sposób przypomina mi Trico. I chociaż to taki mały szkodnik i niewdzięcznik, to częściej dorzucę mu jakiegoś smakołyka, w końcu on też ma uczucia, prawda? :)