Japoński twórca gier Suda 51 (prawdziwe imię to Goichi
Suda), obecnie szefujący studiu Grasshopper Manufacture wielokrotnie mnie już
zaskoczył. I to za każdym razem pozytywnie. Najpierw przy Killer 7, później z
okazji Lolipop Chainsaw, Killer Is Dead oraz Shadow Of The Damned. Każdy z tych
tytułów był unikalny, ciekawy, niezwykle grywalny i jednocześnie bardzo dziwny.
Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Krótkim ale bardzo ciekawym
doświadczeniem było też Short Peace Ranko Tsukigime’s Longest Day, przy którym
również grzebał Suda. Więc jak tu nie cieszyć się na wieść, o nowej,
odpicowanej, i co najważniejsze: DARMOWEJ! grze od tego kontrowersyjnego
twórcy. Darmowej, dostępnej tylko na konsoli Playstation 4, ale wcale nie
lekkiej, bo zajmującej ponad 50 GB na dysku konsoli. Jeśli gra będzie dalej
rozwijana, to i jej ciężar pewnie wzrośnie. A co dostajemy już dziś?
W postapokaliptycznym świecie wybieramy postać
(kobietę lub mężczyznę) i w samej bieliźnie wkraczamy do Wieży. Naszym celem
jest dostać się na sam szczyt. Po drodze napotkamy przeciwników w postaci
psycholi, androidów, maszyn i innych mutantów. W cały ten świat wprowadza nas
Śmierć śmigająca na deskorolce z kijem golfowym, który potrafi
przetransformować się w kosę żniwiarza. I od razu trzeba przyznać, że nie jest
łatwo, stąd uzasadnione są porównania Let It Die z serią Dark Souls.
Walka jest tak samo trudna co satysfakcjonująca.
Przeciwnicy potrafią napsuć krwi, musimy trzymać ich przed sobą i nie dać się
otoczyć. Zaczynamy w bieliźnie uzbrojeni jedynie w gołe pięści, by już po paru
krokach znaleźć (lub zabrać przeciwnikom) żelazka, młoty, piły, kije i dziesiątki
innych broni oraz różne łachy zwiększające odporność na ciosy. Walka jest efektowna, dynamiczna i krwawa. Z każdym
kolejnym załatwionym przeciwnikiem umiejętność posługiwania się danym sprzętem
stale rośnie, dzięki czemu stajemy się coraz bardziej efektywni. Broń z każdym
użyciem się psuje, więc nie nacieszymy się świeżo zebranym żelastwem, chyba że
sami wytworzymy go u „rzemieślnika”.
Naszym celem jest dotarcie na sam szczyt, jednak z
pomocą windy regularnie wracamy na parter do naszego huba, aby zregenerować
się, zebrać siły, sprzedać niepotrzebny sprzęt, zanieść plany wytwarzania
nowych przedmiotów do „rzemieślnika” i okazyjnie łyknąć zupę grzybową dodającą
nowych mocy. Dodatkowo za zdobyte doświadczenie podnosimy statystyki naszego
bohatera. A co się stanie, gdy polegniemy w walce?
Na szczęście nie tracimy wszystkiego. Co prawda musimy
zaczynać grę nową postacią, ale zebrana i zachowana w hubie waluta i
umiejętności posługiwania się sprzętem (oraz pięściami) pozostają i przechodzą
na kolejną postać. Na szczęście statystyki postaci podbijamy dosyć szybko, poza
tym warto odnaleźć naszą poprzednią postać, która po swojej śmierci staje się
naszym wrogiem, tak jak i inni gracze, którzy polegli. Od razu można ich
rozpoznać, bo są dużo silniejsi od zwykłych przeciwników. Przyłączamy się
również do jednej ze światowych grup (w moim przypadku zasiliłem Polską ekipę)
aby rywalizować z innymi graczami i atakować ich huby.
Cała stylistyka jak zwykle u Sudy, jest nietuzinkowa i
oryginalna. Dużą zasługą ładnej oprawy jest silnik Unreal Engine 4. Gra na
pewno nie dorównuje poziomem graficznym najładniejszym tytułom, ale śmiga w 60
klatkach na sekundę i prezentuje wiele ciekawych efektów i w miarę dokładne
tekstury. Myślę, że darowanemu koniowi nie warto zaglądać w tekstury, efekty i
ogólne wykonanie. Najlepiej sprawdzić i przekonać się samemu, Let It Die jest
dostępne za darmo, więc w ostateczności można ja po prostu usunąć z dysku. Gra
się bardzo przyjemnie nie wydając na grę ani złotówki. A dla tych z nadmiarem
gotówki przewidziano możliwość ułatwienia nieco rozgrywki: rozszerzenia ilości
slotów w plecaku, dostępu do darmowej windy (za normalną musimy płacić walutą
zdobywaną w grze) czy też lepsze prezenty od naszego kumpla, Śmierci. Jednak i
bez dokładania kasy gra się wyśmienicie. Na pewno jest to kolejny udany tytuł
spod dłuta Sudy 51, co uświadomiło mi jeszcze jedną rzecz: muszę koniecznie
nadrobić No More Heroes!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz