Jak dla mnie: zdecydowanie
single. To powoduje, że wartość gry doceniam za to, ile zabawy jest w stanie
dostarczyć pojedynczemu graczowi. Nawet takie tytuły jak Call Of Duty czy
Battlefield nie były w stanie mnie przyciągnąć do potyczek online na dłużej niż
kilka dni, chociaż dla Lineage II oddałem prawie pół roku życia :)
Wybieram single, ponieważ każdą
grę traktuję jako przygodę i wyzwanie oraz przede wszystkim jako dzieło sztuki.
I uważam, że tak jak dobry film czy książka, musi mieć swoje zakończenie i
konkluzję, a przy wysypie interesujących pozycji nawet szkoda by mi było
wsiąknąć w jeden tytuł bez dna i założyć klapki na oczy. Z tych powodów podczas
recenzji, oceniania, dyskusji na temat konkretnego tytułu lub zagadnienia w
grach, zawsze na pierwszym planie będę stawiał przygodę dla jednego gracza.
Sytuacja ta może ulec zmianie,
gdy swoją premierę będą miały takie tytuły jak Watch Dogs czy Destiny, które
interakcję z innymi graczami wznoszą na kolejny poziom, który przyznam jest
intrygujący. Możliwość włamania się do czyjejś przygody (lub bycia
zaatakowanym) była już obecna w innych tytułach, jednak w połączeniu ze swobodą
działań i rozbudowaniem Watch Dogs może w znaczny sposób podbić rajcowność tego
tytułu. Co mi odpowiada:)
Chociaż najbardziej cenię sobie
dobry single player, muszę przyznać, że nic bardziej nie podbija emocji podczas
grania jak potyczka z innym graczem, żywym przeciwnikiem. Dla mnie zawsze
oznaczało to siedzenie przy telewizorze, dwa pady i split-screen. Partyjki w
Mortal Kombat na Amidze, czy w Tekkena na PSX zawsze będą zajmowały szczególne
miejsce w mojej pamięci. Wraz z pierwszymi sesjami LAN’owymi w Duke Nukem,
potem Quake, multiplayer nabrał więcej rumieńców, a chęć zdobycia trofeów
zachęciła mnie do campowania w Killzone 2 i walk online w Tekken Tag Tournamant
2. Ale to zawsze dopiero po ograniu wszystkiego, co gra oferowała dla
pojedynczego gracza:)
A jakie jest Wasze zdanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz